W zeszłej kolejce Wrocławianie po raz kolejny zostali pokonani przez ligowych przeciwników, tym razem trafiło na Cracovię. Jednak w tym meczu sytuacja miała się inaczej i po pierwszych kilkunastu minutach wydawało się, że Śląsk zdobędzie pierwsze trzy punkty w tym sezonie.
Z 2:0 do 2:4
Jak ze snu rozpoczął się mecz jedenastej kolejki Ekstraklasy dla Wojskowych, po ośmiu minutach prowadzili już 2:0 z Cracovią - do siatki trafili Petrov oraz Guercio. Kibice drużynej prowadzonej przez Jacka Magiery byli bardzo zadowoleni z postawy piłkarzy, lecz problemy już zaczęły się w drugim kwadransie meczu, gdzie po rzucie karnym Kallman strzelił bramkę i do przerwy był wynik 2:1 na korzyść Śląska. Druga połowa to już popis skuteczności Cracovii, kolejno bramki zdobywali Jugas, van Buren oraz Hasić - mecz zakończył się wynikiem 2:4.
Na konferencji pomeczowej na temat gry swoich zawodników wypowiedział się Jacek Magiera, mimo fatalnych wyników szuka pozytywów.
- Co mogę powiedzieć? 2:0 po ośmiu minutach, 2:4 po 90. Jest to trudne do wytłumaczenia. Na pewno świetny początek w wykonaniu Śląska. W przerwie rozmawialiśmy na ten temat, natomiast bardzo szybko stracony gol na 2:2 po raz kolejny zabrał pewność siebie.
- Tu się jeszcze nic nie skończyło. To nie to, że ktoś ma spuścić głowę. W życiu. Jakby ktoś głowę spuścił, to go kopnę w dupę i do domu. Taka prawda. To jest piłka nożna, męska gra. Jedziemy. Gramy dalej — mówił.
Przegrywamy u siebie z Cracovią.
— Śląsk Wrocław (@SlaskWroclawPl) October 6, 2024
___
90+5' #ŚLĄCRA 2:4 pic.twitter.com/5YHGmqJ9eU
Ekstraklasa Jacek magiera ślask wroclaw Ekstraklasa Cracovia